Życie Alice jest w ciągłym ruchu. Nie łatwo jest być córką prezydenta Nowego Jorku. Jednak wszystko się zmienia po tragicznym wypadku. Nowe otoczenie i ludzie. Czy to zmieni dotychczasową dziewczynę?

12 września 2015


Wyjazd Alice

    Ponieważ było napisane, aby wybrać cztery przedmioty inne i jeden dodatkowy, wybrałam łacinę podstawową, sztuki piękne, literaturę angielską i ekologię. Jako dodatek wybrałam oczywiście modę. Powietrza mi nie będzie brakowało, bo kiedy weszłam na stronę akademii, zobaczyłam wiele terenów zielonych, las, boiska, a nawet basen i jezioro. Kampus składa się z pięciu budynków. Jeden administracji, gdzie znajdują się mieszkania nauczycieli, dyrektora i reszty dorosłych. Budynek główny, w którym będę mieć przedmioty obowiązkowe. Budynek z otwartym dachem, gdzie będą sztuki piękne. W budynku z czerwonej cegły będę mieć resztę przedmiotów. Ostatni budynek to akademickie pokoje dla uczniów. Jest największy ze wszystkich, ma cztery piętra! Kiedy wysłałam faksem mój formularz, odpowiedź przyszła błyskawicznie. Dowiedziałam się, że dyrektorem szkoły jest Albert Grinec, a mój pokój ma numer 473 i dzielę go z dziewczyną o imieniu Charlotte Venkov. Tak się przejęłam tym wszystkim, że zapomniałam poinformować przyjaciół. Napisałam do wszystkich, żeby przyszli jutro do mnie na pożegnalne przyjęcie. Tylko najbliżsi. W końcu następnego dnia była niedziela, dzień mojego wyjazdu.

***

    Około godziny dwunastej przyszły Angelica i Holly. Uczucia Holly, były widoczne od razu, ponieważ już w drzwiach smarkała nos i wycierała oczy. Przytuliłam ją mocno na pocieszenie, mówiąc, że przecież jeszcze wrócę.  Angelica zachowała zimną krew, jak to na buntowniczkę przystało, ale tuląc się do mnie, wyznała, że beze mnie będzie jakoś inaczej. Następnie przyszli Sharon i Lewis. Sharon również trzymała w dłoni chusteczkę. Lewis przyszedł, bo Sharon go poprosiła, ale sama nie miałam nic przeciwko jego towarzystwu. Przecież należał tak jakby do naszej paczki. Ryan pojawił się ostatni, ale za to… z prezentem! Wszyscy kazali mi to otworzyć przy nich, żeby mogli zobaczyć moją reakcję. A oto ona:
- O ja cię kręcę! – Wykrzyknęłam to, kiedy ujrzałam rozpromienione twarze moich przyjaciół. Ubraną na czarno Angelicę, na kolorowo Holly, Sharon w letniej sukience przytulającej Lewisa w basebolówce i wesoły jak zawsze Ryan.
- Nie mogę uwierzyć, że nie będę mijał cię na korytarzach szkolnych. Że nie będziemy jeść razem kanapek z pomidorem. Że nie będziesz mówić mi, co dobre, a co złe. Że cię nie będzie. – Ryanowi popłynęła po policzku jedna jedyna, którą widziałam, łza. To było strasznie wzruszające i ja także, razem z Holly i Sharon, uroniłam kilka łez. Rozmawialiśmy o starych czasach przez jakieś cztery godziny. Kiedy nagle zadzwonił mój telefon, odebrała Angelica.
- Halo? – Odezwała się. Po chwili przekazała mi komórkę.
- Słucham.
- Panienka Alice? – Znałam ten głęboki głos, ale nie wiedziałam, do kogo należy. Zwracała się tak do mnie tylko służba. Znowu to uczucie déjà vu.
- Kto mówi?
- Nie pamiętasz? Ach, no tak. Chwilowa amnezja. To nic, liczyłem na dłuższą rozmowę, ale skoro nie pamiętasz mnie nadal…
- Jak to chwilowa amnezja? Co ty gadasz? – Byłam lekko naburmuszona. Zwróciłam się do niego, ku mojemu zdziwieniu, zgryźliwym głosem.
- Nie wściekaj się, Panienko Alice. Będzie dobrze. Do zobaczenia w Akademii Lathley. Panienko Alice… - Rozłączył się! To ja się rozłączam, nie służba… Zaraz. A jeśli to nie służba? Niemożliwe.
- Alice, musimy już iść. – Oznajmiła Sharon. Uściskałam ich wszystkich. Pożegnaliśmy się. To był koniec. Wiadomo, że przyjaźnie na odległość nie są już takie jak dawniej.


***

9 września 2015

Decyzja ojca
   

 - Obudzi się wreszcie, czy ja mam to zrobić?! – Wszędzie rozpoznałabym wkurzoną Angelikę.
- Poczekaj jeszcze chwilę. Ali musi odpoczywać, po takim wypadku, nie dziwię się, że śpi już dziesięć godzin. – Dziesięć godzin?! Otworzyłam oczy tak nagle, że siedząca na brzegu mojego łóżka Holly, podskoczyła i wydała zdumiony jęk. – Widzisz? Obudziła się. Jak się czujesz, kochana? – Głos Holly był delikatny i spokojny. Od razu mnie uspokoił, chociaż nie wiedziałam, dlaczego byłam zestresowana.
- Dobrze. W każdym razie lepiej. Długo tu siedzicie? – Spytałam.
- Jakąś godzinę, a Angela już się denerwuje! Straszna z niej nerwica… - Angelika trzepnęła w ramię Holly.
- Nie nerwica! Po prostu chciałam już, żebyś się obudziła. – Powiedziała to takim słodkim głosikiem, że wszystkie wybuchnęłyśmy śmiechem.

***

    Po trzech dniach zostałam wypuszczona do domu. Chłopak, który brał udział i prawdopodobnie spowodował wypadek, został odprawiony już pierwszego dnia. Nawet mnie nie odwiedził. Faktycznie, nie pamiętałam go, ale czułam, że powinien chociaż spytać, co u mnie. Ja martwiłabym się, czy kogoś nie zabiłam, ale skoro jego winą był mój stan, to… Wiadomo.
   Nie widziałam się z rodzicami odkąd mnie wypuścili. Tata miał przyjść czwartego dnia mojego pobytu w domu. Czekałam cały dzień, aż około godziny siedemnastej, raczył się pojawić.
- Hej, jak się czujesz? – Ucałował mnie i lekko przytulił.
- Dobrze, nic mnie nie boli. – Odpowiedziałam z pewnym dystansem. Ojciec usadowił się w przestrzennym fotelu w salonie przy kominku, z którego buchało przyjemne ciepło. Poprawił okulary i rzekł:
- Przemyślałem sprawę twojej pracy. – „Oho. Szykuje się.” Pomyślałam. – Nie musisz już jej szukać. Zmienisz jedynie szkołę, na prywatną, o bardziej zaostrzonym rygorze. Twoim kierunkiem będzie filologia francuska. Mówisz płynnie po francusku, więc nie sprawi ci to większego problemu. Wszystkie książki dostaniesz na miejscu, jak i ubrania i resztę przyborów szkolnych. Możesz zabrać jedynie książki i jakieś „umilacze” czasu wolnego, choć nie będziesz miała go zbyt wiele. – Słuchałam ojca z otwartymi ustami. Przenoszę się?! Na ostatni rok?! – Pewnie zastanawiasz się, dlaczego tylko na jeden rok. Otóż, spędzisz w tej akademii trzy lata od poniedziałku. Oczywiście, będziesz przyjeżdżać na 4 lipca i Boże Narodzenie. – Zatkało mnie. Dosłownie.
- Jak to, dostanę tam ubrania? Co z moimi rzeczami?
- W akademii obowiązują mundurki. Dostaniesz kilkanaście kompletów i kilka strojów na różne okazje. Prawie bym zapomniał, musisz wziąć ze sobą kilka sukienek i sukni. O ile dobrze pamiętam, trzy letnie, przed kolano, cztery zimowe, z długim rękawem i dwie balowe. Razem dziewięć. Pojedziesz jutro do Mediolanu po jakieś. Ewentualnie do Paryża. Masz jakieś pytania? – Pytań to akurat miałam mnóstwo. Dlaczego? Po co mi to? Wiedziałam przecież, kim chcę być. Modelka to dla mnie idealny zawód. Niespodziewanie ojciec wsunął mi w dłoń złożoną na pół kartkę. Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem.
- Musisz wypełnić tę kartę. Ja muszę teraz wracać do biura, więc miłego dnia. Przyjdę się pożegnać z Tobą w niedzielę. Do widzenia. – I wyszedł. Pobiegłam natychmiast do swojej sypialni, wzięłam długopis i siadłam na łóżku. Otworzyłam kartę, a na niej:



Akademia Laythley
    Serdecznie witam wszystkich nowych uczniów Naszej wspaniałej Akademii Laythley. Jestesmy zaszczyceni, móc goscic Was tutaj. Prosimy niezwłocznie wypełnic ponizszy formularz, abysmy wiedzieli, jakich przedmiotów pragniecie poznac tajniki.

Kierunek: Filologia francuska; poziom zaawansowany
Przedmioty obowiazkowe:
*historia Francji
*jezyk francuski dla zaawansowanych
*filologia francuska
Przedmioty inne:
*liczby i figury
*łacina podstawowa
*literatura angielska
*religie swiata
*sztuki piekne
*ekologia
*filozofia podstawowa
*zajecia na swiezym powietrzu
*instrumenty
Dodatkowo:
*moda
*ksiazki
*sport

7 września 2015


Rzeczywistość

Było bardzo jasno. Zbyt biało. Czułam się, jak w szpitalu. Zaraz. Miałam takie silnie déjà vu, że naprawdę pomyślałam, że to się już kiedyś zdarzyło. Miałam na sobie halkę szpitalną i nic poza tym. Kiedy tylko przechyliłam głowę, a raczej chciałam, zobaczyłam biały gips na obojczyku. O, nie. Przecież nie mogłam mieć wypadku. A jednak nie pamiętałam, co robiłam ostatnio. Wiedziałam tyle tylko, że mam ojca prezydenta i matkę aktorkę. Że mam przyjaciół. Że chodzę na ostatni rok do PS im. Williama Szekspira w Nowym Jorku, itd. Niestety nic z tego, co pamiętałam, nie składało się na wypadek. Może szłam gdzieś i wpadłam pod samochód? Nie, to praktycznie niemożliwe, bo w większość miejsc zawozi mnie szofer. Moje rozmyślania, jak to znalazłam się w łóżku szpitalnym przerwało skrzypienie otwierających się drzwi do sali. Zobaczyłam biały fartuch. Aha, lekarz.
- Witaj, Alice. Jestem doktor Andrew Revenvan. Jak się czujesz? – Miał zakola i wyglądał na jakieś czterdzieści pięć lat. Przyjazna twarz, powiedziała mi, że mogę mu zaufać w pewnym stopniu.
- Dzień dobry. Myślę, że dobrze, ale nie pamiętam jak się tu znalazłam. – Na moje słowa zgarbił się lekko i szybko się wyprostował. Nie miał zarostu, choć moim zdaniem, pasowałby mu.
- Brałaś udział w wypadku samochodowym. Peter Voltz miał więcej szczęścia. Wyszedł z kraksy cało i zdrowo, poza kilkoma zadrapaniami.  To on zadzwonił po pogotowie. Dzięki niemu, jesteś tu teraz ze mną. – Jakiś chłopak mnie uratował. Tyle rozumiałam, ale gdzie jechałam? Dlaczego z jakimś obcym mi człowiekiem? – Coś czuję, że nic ci nie mówi to nazwisko. Jutro będziesz mogła wyjść ze szpitala, jednak zmuszona będziesz chodzić do doktor Persakow na rozmowy.
- Jakie rozmowy? Zabiłam kogoś? – Rozmowy skojarzyły mi się z przesłuchaniami.
- Ależ nie! Doktor Persakow jest psychologiem. Ona pomoże ci dojść do siebie po wypadku.
- Rozumiem. – Odparłam. Kiedyś chodziłam do psychologa, po tym jak moja matka zauważyła ślady po żyletce na przedramionach. Kiedyś zadawałam sobie ból, ponieważ i tak nikt nie zwracał na mnie uwagi. Miałam wtedy trzynaście lat. Rozmowy pomagały, jednak po roku, zaczęłam je opuszczać.
- Twoi rodzice nie mogli przyjechać. Jutro o dziewiątej rano, przyjedzie pan Schizler i zabierze cię do domu. Odwiedziny są w godzinach 11-21, więc jeśli przyjaciele chcą przyjść do ciebie, to tylko w tych godzinach. Pan Jason przyniósł ci rano świeże ubranie, kosmetyki i kilka przydatnych przedmiotów. Bufet jest na dole. Teraz cię zostawiam, odpoczywaj, Alice. – Pan Schizler to nikt inny jak mój szofer, a pan Jason, to Kevin, lokaj. Zerknęłam na zegarek – 7: 43 – miałam jeszcze dużo czasu i postanowiłam się zdrzemnąć.