Wyjazd Alice
Ponieważ było napisane, aby wybrać cztery
przedmioty inne i jeden dodatkowy, wybrałam łacinę podstawową, sztuki piękne,
literaturę angielską i ekologię. Jako dodatek wybrałam oczywiście modę.
Powietrza mi nie będzie brakowało, bo kiedy weszłam na stronę akademii,
zobaczyłam wiele terenów zielonych, las, boiska, a nawet basen i jezioro.
Kampus składa się z pięciu budynków. Jeden administracji, gdzie znajdują się mieszkania
nauczycieli, dyrektora i reszty dorosłych. Budynek główny, w którym będę mieć
przedmioty obowiązkowe. Budynek z otwartym dachem, gdzie będą sztuki piękne. W
budynku z czerwonej cegły będę mieć resztę przedmiotów. Ostatni budynek to
akademickie pokoje dla uczniów. Jest największy ze wszystkich, ma cztery
piętra! Kiedy wysłałam faksem mój formularz, odpowiedź przyszła błyskawicznie.
Dowiedziałam się, że dyrektorem szkoły jest Albert Grinec, a mój pokój ma numer
473 i dzielę go z dziewczyną o imieniu Charlotte Venkov. Tak się przejęłam tym
wszystkim, że zapomniałam poinformować przyjaciół. Napisałam do wszystkich,
żeby przyszli jutro do mnie na pożegnalne przyjęcie. Tylko najbliżsi. W końcu
następnego dnia była niedziela, dzień mojego wyjazdu.
***
Około godziny dwunastej przyszły Angelica i
Holly. Uczucia Holly, były widoczne od razu, ponieważ już w drzwiach smarkała
nos i wycierała oczy. Przytuliłam ją mocno na pocieszenie, mówiąc, że przecież
jeszcze wrócę. Angelica zachowała zimną
krew, jak to na buntowniczkę przystało, ale tuląc się do mnie, wyznała, że beze
mnie będzie jakoś inaczej. Następnie przyszli Sharon i Lewis. Sharon również
trzymała w dłoni chusteczkę. Lewis przyszedł, bo Sharon go poprosiła, ale sama
nie miałam nic przeciwko jego towarzystwu. Przecież należał tak jakby do naszej
paczki. Ryan pojawił się ostatni, ale za to… z prezentem! Wszyscy kazali mi to
otworzyć przy nich, żeby mogli zobaczyć moją reakcję. A oto ona:
- O ja cię
kręcę! – Wykrzyknęłam to, kiedy ujrzałam rozpromienione twarze moich
przyjaciół. Ubraną na czarno Angelicę, na kolorowo Holly, Sharon w letniej
sukience przytulającej Lewisa w basebolówce i wesoły jak zawsze Ryan.
- Nie mogę
uwierzyć, że nie będę mijał cię na korytarzach szkolnych. Że nie będziemy jeść
razem kanapek z pomidorem. Że nie będziesz mówić mi, co dobre, a co złe. Że cię
nie będzie. – Ryanowi popłynęła po policzku jedna jedyna, którą widziałam, łza.
To było strasznie wzruszające i ja także, razem z Holly i Sharon, uroniłam
kilka łez. Rozmawialiśmy o starych czasach przez jakieś cztery godziny. Kiedy
nagle zadzwonił mój telefon, odebrała Angelica.
- Halo? –
Odezwała się. Po chwili przekazała mi komórkę.
- Słucham.
- Panienka
Alice? – Znałam ten głęboki głos, ale nie wiedziałam, do kogo należy. Zwracała
się tak do mnie tylko służba. Znowu to uczucie déjà vu.
- Kto mówi?
- Nie
pamiętasz? Ach, no tak. Chwilowa amnezja. To nic, liczyłem na dłuższą rozmowę,
ale skoro nie pamiętasz mnie nadal…
- Jak to
chwilowa amnezja? Co ty gadasz? – Byłam lekko naburmuszona. Zwróciłam się do
niego, ku mojemu zdziwieniu, zgryźliwym głosem.
- Nie wściekaj
się, Panienko Alice. Będzie dobrze. Do zobaczenia w Akademii Lathley. Panienko
Alice… - Rozłączył się! To ja się rozłączam, nie służba… Zaraz. A jeśli to nie
służba? Niemożliwe.
- Alice, musimy
już iść. – Oznajmiła Sharon. Uściskałam ich wszystkich. Pożegnaliśmy się. To
był koniec. Wiadomo, że przyjaźnie na odległość nie są już takie jak dawniej.
***