Rzeczywistość
Było bardzo jasno. Zbyt biało. Czułam się, jak w szpitalu. Zaraz.
Miałam takie silnie déjà vu, że naprawdę pomyślałam, że to się już kiedyś zdarzyło. Miałam na sobie
halkę szpitalną i nic poza tym. Kiedy tylko przechyliłam głowę, a raczej
chciałam, zobaczyłam biały gips na obojczyku. O, nie. Przecież nie mogłam mieć
wypadku. A jednak nie pamiętałam, co robiłam ostatnio. Wiedziałam tyle tylko,
że mam ojca prezydenta i matkę aktorkę. Że mam przyjaciół. Że chodzę na ostatni
rok do PS im. Williama Szekspira w Nowym Jorku, itd. Niestety nic z tego, co
pamiętałam, nie składało się na wypadek. Może szłam gdzieś i wpadłam pod
samochód? Nie, to praktycznie niemożliwe, bo w większość miejsc zawozi mnie
szofer. Moje rozmyślania, jak to znalazłam się w łóżku szpitalnym przerwało
skrzypienie otwierających się drzwi do sali. Zobaczyłam biały fartuch. Aha,
lekarz.
- Witaj, Alice. Jestem doktor Andrew
Revenvan. Jak się czujesz? – Miał zakola i wyglądał na jakieś czterdzieści pięć
lat. Przyjazna twarz, powiedziała mi, że mogę mu zaufać w pewnym stopniu.
- Dzień dobry. Myślę, że dobrze, ale
nie pamiętam jak się tu znalazłam. – Na moje słowa zgarbił się lekko i szybko
się wyprostował. Nie miał zarostu, choć moim zdaniem, pasowałby mu.
- Brałaś udział w wypadku
samochodowym. Peter Voltz miał więcej szczęścia. Wyszedł z kraksy cało i
zdrowo, poza kilkoma zadrapaniami. To on
zadzwonił po pogotowie. Dzięki niemu, jesteś tu teraz ze mną. – Jakiś chłopak
mnie uratował. Tyle rozumiałam, ale gdzie jechałam? Dlaczego z jakimś obcym mi
człowiekiem? – Coś czuję, że nic ci nie mówi to nazwisko. Jutro będziesz mogła
wyjść ze szpitala, jednak zmuszona będziesz chodzić do doktor Persakow na
rozmowy.
- Jakie rozmowy? Zabiłam kogoś? –
Rozmowy skojarzyły mi się z przesłuchaniami.
- Ależ nie! Doktor Persakow jest
psychologiem. Ona pomoże ci dojść do siebie po wypadku.
- Rozumiem. – Odparłam. Kiedyś
chodziłam do psychologa, po tym jak moja matka zauważyła ślady po żyletce na
przedramionach. Kiedyś zadawałam sobie ból, ponieważ i tak nikt nie zwracał na
mnie uwagi. Miałam wtedy trzynaście lat. Rozmowy pomagały, jednak po roku,
zaczęłam je opuszczać.
- Twoi
rodzice nie mogli przyjechać. Jutro o dziewiątej rano, przyjedzie pan Schizler
i zabierze cię do domu. Odwiedziny są w godzinach 11-21, więc jeśli przyjaciele
chcą przyjść do ciebie, to tylko w tych godzinach. Pan Jason przyniósł ci rano
świeże ubranie, kosmetyki i kilka przydatnych przedmiotów. Bufet jest na dole.
Teraz cię zostawiam, odpoczywaj, Alice. – Pan Schizler to nikt inny jak mój
szofer, a pan Jason, to Kevin, lokaj. Zerknęłam na zegarek – 7: 43 – miałam
jeszcze dużo czasu i postanowiłam się zdrzemnąć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz