Życie Alice jest w ciągłym ruchu. Nie łatwo jest być córką prezydenta Nowego Jorku. Jednak wszystko się zmienia po tragicznym wypadku. Nowe otoczenie i ludzie. Czy to zmieni dotychczasową dziewczynę?

3 lipca 2016

     
Opętana









    Kolejny szpital? Jestem w ukrytej kamerze czy jak? Rozglądając się wokoło ponownie stwierdziłam, że leżę na łóżku szpitalnym, tyle tylko, że w naszej akademii. Zza zasłony wydobywały się stłumione głosy. Dyrektor Griniec odsłonił zasłonę i w jednej chwili zamilkł.
- Alice! Jak się czujesz, kochanie? - przez troskliwy głos mężczyzny podszyty był podstęp.
- Dobrze, tylko nie pamiętam co wydarzyło się przed wizją... Zupełnie jakby ktoś mi wykasował pamięć. Jest takie snagi, dyrektorze? - po wizji o więzieniu, moje zaufanie do Grinieca zmalało drastycznie. Staruszek podrapał się po głowie, mówiąc:
- Nie jestem pewien... Musiałabyś zapytać jakiegoś nauczyciela... Najlepiej spytaj pana Fox. On będzie wiedział...
Zachowanie pana Grinieca wydawało się zbyt dziwne. Tak jakby był rozkojarzony i myślał nad czymś bardzo intensywnie. W każdym razie, kiedy tylko dyrektor podniósł zamyśloną głowę, jego oczy płonęły żywym ogniem, a świat pogrążył się w ciemnościach.

     Wizje, wizje i jeszcze raz wizje. Męczyły mnie przez dwanaście dni i nocy bez przerwy, a pamiętałam tylko nieliczne. Tak jakby ktoś uwięził mnie w swoich wspomnieniach i czekał, aż przejdę je wszystkie. Nie znałam nikogo, kto się w nich pojawił. Pamiętam jakieś cienie, zjawy, pojawiające się co jakiś czas. I ciemność przede wszystkim...

  


***

     Słoneczny dzień, którego już dawno nie było. Promienie łaskoczą moje nagie ramiona. Wychodzę z wanny, wycieram się dokładnie, po czym schodzę na śniadanie. Rodzice przyjechali po mnie, kiedy tylko obudziłam się po tych dwunastu dniach wizji. Byłam strasznie osłabiona, ale teraz jestem w domu od dwóch tygodni i czuję się o niebo lepiej. Dzisiaj chcę porozmawiać z nimi o powrocie do akademii.
     Widzę stół zastawiony jak na jakąś ucztę. Mama krząta się i sprawdza czy wszystko jest na swoim miejscu. Straciła pracę, więc ma dużo czasu. Tata też jest ciągle w domu. Zbliżają sie wybory i sądzę, że tym razem będzie musiał się pożegnać ze stanowiskiem prezydenta.
- Skarbie, zjemy, a następnie musimy odbyć ważną rozmowę. Jednak musimy pojechać do pewnego miejsca, gdzie wszystko ci wyjaśnimy. Smacznego. - Zasiada do stołu na miejscu obok taty. Ja zaś siadam na swoim stałym miejscu i zaczynam jeść, jednocześnie myśląc, co takiego mają mi do powiedzenia moi rodzice. Wciąż zastanawia mnie jakim cudem jestem Banshee Ho Avy, skoro rodzice są ludźmi...A może nie?
     Godzinę później wsiadamy wszyscy do czarnej limuzyny i nie jedziemy nawet pięciu minut, kiedy ojciec się odzywa.
- Nie chcemy żebyś wracała do akademii. - Zapadam się w siedzenie. Jak to? Akademia stała się sensem mojego życia. Nie mam nic innego...
- To zbyt niebezpieczne... Ze względu na nasze pochodzenie... - urywa, bo wielka terenówka uderza w bok limyzyny. Przetaczam się na drugą stronę samochodu. Terenówka nie odpuszcza i uderza kolejne razy.
- Alice, paraesidum, teraz! - mama krzyczy nagle na cały głos, a mój zamiar wytworzenia pola, znika w jednej chwili. Moje dłonie unoszą się w jej kierunku i zaciskają. Czuję przypływ energii i zabójczą moc. Twarz matki blednie, a źrenice się rozszerzają. Ona umiera. Nie. To ja ją zabijam. Kiedy jej bezwładne ciało spada na podłogę samochodu, ojciec przemawia:
- Alice! To nie ty! Przestań! - Moja ręka jest zbyt szybka. To wszystko dzieje się za szybko. Ściskam mocno jego szyję, tak że czuję tętno, które słabnie. Błaganie w oczach taty to ostatnie co widzę.


Brak komentarzy: