Życie Alice jest w ciągłym ruchu. Nie łatwo jest być córką prezydenta Nowego Jorku. Jednak wszystko się zmienia po tragicznym wypadku. Nowe otoczenie i ludzie. Czy to zmieni dotychczasową dziewczynę?

6 grudnia 2015



First night & day

    Praktycznie całą pierwszą noc przegadałam z Charlie. Jest bardzo wygadana i szczera.
- Wiesz, jak zobaczyłam Twoje zdjęcie pierwszy raz, to pomyślałam, że jesteś zadufaną w sobie, egoistyczną, pustą lalą. Jednak teraz, kiedy już chociaż trochę Cię znam… Stwierdzam, że się pomyliłam co do ciebie. – Kiedy moja współlokatorka mi to powiedziała, głos w mojej głowie mówił, że to w większości prawda, ale od wypadku, którego nie pamiętam, zmieniłam się. W moim wyglądzie zmieniła się fryzura, to jasne. Moje długie blond włosy zamieniły się w niesforne, do ramion brązowe. Wyglądam mniej dojrzale, ale mi to nie przeszkadza. Nawet mi się podoba. Pierwsze zajęcia pierwszego dnia?  Lekcja wychowawcza z panną Ann. Zdziwiłam się, bo nigdzie nie było jej nazwiska. Może się go wstydziła? Wszystko możliwe. Nie wiedziałam jeszcze, z jakimi uczniami mam jakie zajęcia i wszystko to, miało się okazać tego słonecznego dnia. Ubrałyśmy z Charlie te same spódnice i koszule. Krawaty i podkolanówki są obowiązkowe, więc nawet o nich nie wspominam.  Kiedy tylko wyszłam z naszego pokoju poczułam rześkie powietrze o zapachu skoszonej trawy. Drzwi do internatu musiały być otwarte. Pierwszy raz zauważyłam, iż ten budynek tętni życiem! Wszędzie dookoła ktoś szedł, biegł, rozmawiał lub się śmiał. Jakiś chłopiec, około 15 lat, przebiegł obok mnie, szturchając przy tym w ramie. Wymieniłyśmy zdziwione spojrzenia i zaczęłyśmy się śmiać. Moje zajęcia odbywały się w budynku z otwartym dachem, nazywanym „à l'extérieur”, co po francusku znaczy „na powietrzu”. Charlie była na kierunku ekologii i ma wychowawstwo w tym samym budynku. Idąc przez gęsto zaludniony plac, widziałam tyle nowych twarzy… Lecz zapamiętałam tylko jedną. Chłopak stał pod murem i wpatrywał się we mnie. W mojej głowie zabuzowało i nagle pojawił się bardzo wyraźny obraz. Ja i ten chłopak. Tak blisko siebie, jak tylko się da. Jego usta, moje usta. Jego ręce, moja talia. Jego oczy – morze nicości. Nagle coś wyrwało mnie z tego… czegoś. Znajdowałam się już w klasie. Kiedy ja tu przyszłam?
- Hej, jestem Amanda. To miejsce jest wolne? – Wysoka i bardzo szczupła dziewczyna o rudych włosach i piegowatej twarzy, uśmiechała się do mnie uprzejmie.
- Tak, jasne. Proszę, siadaj. – Odparłam lekko zakłopotana. – Jestem Alice, miło mi cię poznać.
- Mi również miło. Słyszałam o tobie. Córka prezydenta Nowego Jorku! To musi być wspaniałe!
- Jej ekscytacja zawodem mojego ojca była ogromna. Aż musiałam się zaśmiać.
- To wcale nie takie fajne, jak się wydaje… rodzice prawie w ogóle nie spędzają ze mną czasu.
- Ojejku, współczuję… Moi są lekarzami. Mama ginekolog, a tata pediatra. Mają zawsze mnóstwo czasu. Nawet zbyt dużo. Masz rodzeństwo? – Dziewczyna tryskała energią na wszystkie strony. Od razu ją polubiłam.
- Nie, jestem jedynaczką. A ty?
- Mam młodszego brata i mama jest w ciąży z siostrą.
- To cudownie!
- No nie wiem. Z jednej strony kocham Maksa, ale czasami strasznie mnie denerwuje. – Rozumiałam ją. Kuzynostwo od strony siostry taty, było nieznośne.
- Proszę wszystkich o ciszę! – Niska, o niezwykle kapryśnej twarzy i włosach ostrzyżonych na boba kobieta, stała na środku Sali i wypatrywała rozmawiających. – Nazywam się Anna Melbourn’e i będę waszą wychowawczynią przez najbliższe lata. Na lekcjach mówicie do mnie Anno, a poza nimi panna Melbourn’e. Będę uczyć kilka osób z tej klasy łaciny podstawowej. Zraz wyczytam listę obecności, wstajecie gdy usłyszycie swoje nazwisko. – Po plecach przeszły mi ciary. Fajna wychowawczyni.
- Alice Bosse? – Wstałam niepospiesznie.
- Obecna, Anno. – Mój głos nie zadrżał! Brawo, Alice.
- Dobrze, usiądź Alice. Następny jest Michael Everhig. – Typowe Emo. Czarne włosy na oczach, wysoki i mega chudy. Cały na czarno.
- Jestem. – Głos miał normalny, jak na Emo. Całkiem normalny. Anna wymieniała i wymieniała, aż dotarła do osoby, która zwracała całą moją uwagę na siebie.
- Peter Voltz? – Kiedy usłyszałam to nazwisko, dziwnym trafem przypomniał mi się szpital i wypadek.
- Obecny, Anno. – Głos poważny i głęboki. W czasie kiedy śliniłam się, patrząc na niego, zwrócił swoje szmaragdowe oczy na mnie. Gęste włosy ugięły się pod naporem podmuchu wiatru, a ja poczułam genialną wodę kolońską. Pachniała morzem, męskością i namiętnością. Przynajmniej tak to odczułam. Miałam ochotę zanurzyć rękę w te jego blond włosy i zanurzyć się w toni szmaragdu. Moje marzenia przerwała Anna.
- Teraz wyczytam listę uczniów, uczęszczających na moją łacinę. – Z trudem oderwałam swój wzrok od Petera, a on ode mnie. – Alice, Amanda, Alex i Peter. Będziecie mieć ze mną łacinę podstawową w tej Sali. Oczywiście będą na nią uczęszczać inni uczniowie, ale z tej klasy tylko wy. Jakieś pytania? – Mnóstwo. Dlaczego zauważyłam błysk w oku Petera, gdy Anna wymieniła go w składzie na łacinę? Dlaczego ukradkiem na mnie zerka? Dlaczego aż tak mnie pociąga?

Brak komentarzy: