Życie Alice jest w ciągłym ruchu. Nie łatwo jest być córką prezydenta Nowego Jorku. Jednak wszystko się zmienia po tragicznym wypadku. Nowe otoczenie i ludzie. Czy to zmieni dotychczasową dziewczynę?

23 października 2016

     


Ciąg dalszy losów Alice, nastąpi niebawem...




     "Doskonale pamiętam każdą wizję, która pojawiła się w mojej głowie zanim... Zanim zwariowałam. W mgnieniu oka przypomniałam sobie Holly. Ona mogła już tu być! Albo dopiero przybędzie. Wizja była dawno, więc... To prawdopodobne, że jedna z moich przyjaciółek z NY jest tutaj... "




INFORMACJA DLA CZYTELNIKÓW

KOLEJNE CZĘŚCI, BĘDĄ PISANE NA BIEŻĄCO, LECZ UJAWNIĄ SIĘ W OKOLICACH 30 LISTOPADA 2016. PRZEPRASZAM ZA DŁUGĄ PRZERWĘ.

16 lipca 2016

    
***

      Kolejny tydzień się zaczyna. Słońce przedostaje się przez stalowe kraty nad moją głową. Pozwolili mi wyjść na dziedziniec, ale nadal nie chcą, żebym się zbliżała do innych pacjentów. Kiedy widzę doktor Hools idącą szybkim krokiem w moją stronę, próbuję zignorować fakt, że ma w ręce teczkę, w jakich pacjenci dostają wypis. W głębi duszy się cieszę, ale przecież tu może chodzić o kogoś zupełnie innego. Kobieta wyciąga dłoń z teczką na odległość całego ramienia w moją stronę.
- Oto wypis. Nie wykazujesz żadnych zachowań, które zatrzymałyby cię tu. Za godzinę przyjadą po ciebie. Nie chcesz wiedzieć gdzie trafisz, a ja nie mogę ci tego powiedzieć, lecz chce żebyś była świadoma swoich umiejętności. Potrafisz naprawdę dużo uczynić, jednak twoje snagi uległo deformacji. Nie jesteś już Banshee Ho Avy. Od twojego tytułu odeszła najważniejsza część: banshee. Już nigdy nie będziesz mieć wizji ani nie wytworzysz pola. Gdy tylko spróbujesz, ujawnisz się pod złym wcieleniem, Mocą Smoka. Posiadasz także inne umiejętności, ale zasady to zasady, musisz sama je odkryć, a teraz wybacz, to nasze ostatnie spotkanie. Żegnaj, mam nadzieje, że ci się nie uda. - Po czym odwraca się i odchodzi w swoją stronę. Jej ostatnie zdanie mnie przejęło. "Mam nadzieję, że ci się nie uda"? Ale co mi się nie uda...
     Przebieram się w czyste ubranie złożone z białej koszuli i prostych czarnych spodni. Czarny wóz terenowy podjeżdża i zauważam między nim dziwnie podobieństwo do wozu, który zepchnął naszą limuzynę na pobocze... Moje myśli zostają przerwane przez głośne przekleństwo. Wysoki mężczyzna ubrany w czarny kombinezon z czerwoną opaską na ramieniu. Cholera. Więzienie Smoka.


WIĘZIENIE SMOKA


OGŁOSZENIE


PODCZAS WAKACJI 2016 (LIPIEC/SIERPIEŃ) POSTY DODAWANE BĘDĄ NIESYSTEMATYCZNIE! *** 



5 lipca 2016

Kartka z pamiętnika

     "Alice, zostaw te motyle!" Te słowa słyszałam od dziecka. Kochałam bawić się z nimi, biegać, gonić je. Jednak pewnego razu, udało mi się złapać jednego. Nie chciałam go wypuścić i trzymałam go w słoiku przez kilka dni. Wszystko byłoby dobrze, gdyby w wieczku zrobione były dziurki, przez które wpływałoby powietrze. Motylek nagle przestał latać, odetchnął ostatni raz, poczym złożył skrzydełka, które już nigdy nie zostały wprawione w ruch. Nie wyrzuciłam, ani nie zakopałam mojego małego kolegi. Schowałam słoik w jedyne miejsce, o którym nikt poza mną nie wiedział. Przez wiele lat dawałam tam wszystkie rzeczy, które przypominały mi o czymś. Motyl był wspomnieniem mojej lekkomyślności. Przestrogą na moje przyszłe życie. Szkoda, że nie dało się schować mojej mocy. Byłaby wspomnieniem bólu i cierpienia, trudu i zapału, smutku i rozpaczy, radości i uśmiechu oraz śmiertelnego niebezpieczeństwa.
                               
    Kiedy człowiek trafia za kratki, ma dużo czasu na przemyślenia. Najwięcej myśli krąży wokół błędów, które popełniliśmy. Najgorsza jest myśl, że nie ma odwrotu. Nie pozbędziesz się świadomości, że nie masz już nikogo, bo wszyscy... odeszli. Zostawili cię zupełnie samą, na tej krętej drodze, jaką jest życie. Musisz stawiać jeden krok za drugim, choćby nie wiem co, dążyć do upragnionego celu... a co jeśli nie ma się celu? Co jeżeli jest się nieudacznikiem i nie potrafi się nic zrobić dobrze? Właśnie takie myśli nawiedzają mnie od kiedy wszyscy odeszli. Znajomi i przyjaciele na wieść o losie moich rodziców woleli trzymać się ode mnie z daleka. Zrobiłabym to samo. Nikt nie wie co się stało i co się nadal dzieje w mojej głowie. Po wielu badaniach lekarze stwierdzili, że jestem całkowicie zdrowa. Nic mi nie dolega. Sąd nie był zadowolony wynikiem. Władza wolałaby zwalić wszystko na niebezpieczną chorobę mózgu i mieć to z głowy. Ukarać mnie śmiercią i nie przejmować się konsekwencjami. Tak, ja też wolałabym to, niż siedzieć 24h na metalowej pryczy w towarzystwie umywalki i odsłoniętego kibelka.
     Co dwie godziny wpada doktor Hools, żeby porozmawiać o moim samopoczuciu. Jestem w szpitalu psychiatrycznym, ale moja cela jest oddzielona od innych, ponieważ jestem zagrożeniem dla reszty pacjentów.  Doktor Hools gani mnie, za nazywanie mojego miejsca pobytu celą. Woli nazwę "pokój". Nigdy nie mieszkałam w pokoju za kratkami.
- Jak się dzisiaj czujemy, Alice? Coś cie boli? - Codziennie odpowiadam to samo:

- W porządku. - Chociaż tak na prawdę nic nie jest w porządku. Zabiłam swoich rodziców! Jak może być w porządku?! Straciłam opiekunów! Rozsadza mnie od środka i najchętniej roztrzaskałabym sobie głowę o te zakurzoną umywalkę w "pokoju". Przebywam w tym miejscu od trzech tygodni. Na początku pierwszego, znalazłam pod pryczą mały metalowy odłamek. Przez dwa dni cięłam swoje ręce i nogi, aż zemdlałam z powodu utraty zbyt dużej ilości krwi. Opatrzyli mi rany i odebrali odłamek. Dostawałam przez kolejne cztery dni, po dwie kroplówki. Żałuję, że nie miałam odwagi przeciąć głębiej. Ale co by mi to dało? Moja udręczona dusza wałęsałaby się po świecie zupełnie sama, aż odkupi swoje winy. Jest coś co mnie dręczy od śmierci rodziców. Nie mam już wizji. Żadnych. Nawet nie śnię. Moje sny to zwykłe czarne tło. Mimo to, w badaniach nie wyszło, że straciłam moc. W rozmowie lekarzy słyszałam, jak  mówią, że moja moc drastycznie wzrosła i nabrała zmian. Nie wiem co to miałoby znaczyć, ale ja też to czuję. Czuję ogrom energii, mocy którą trzeba wykorzystać. Nie podoba mi się, że mam chęć wykorzystać ją na strażnikach, na doktor Hools, na pielęgniarkach i wszystkich, którzy ode mnie odeszli. Coś się, ze mną dzieje, a nawet najlepsi nie wiedzą, co mi jest. 

3 lipca 2016

     
Opętana









    Kolejny szpital? Jestem w ukrytej kamerze czy jak? Rozglądając się wokoło ponownie stwierdziłam, że leżę na łóżku szpitalnym, tyle tylko, że w naszej akademii. Zza zasłony wydobywały się stłumione głosy. Dyrektor Griniec odsłonił zasłonę i w jednej chwili zamilkł.
- Alice! Jak się czujesz, kochanie? - przez troskliwy głos mężczyzny podszyty był podstęp.
- Dobrze, tylko nie pamiętam co wydarzyło się przed wizją... Zupełnie jakby ktoś mi wykasował pamięć. Jest takie snagi, dyrektorze? - po wizji o więzieniu, moje zaufanie do Grinieca zmalało drastycznie. Staruszek podrapał się po głowie, mówiąc:
- Nie jestem pewien... Musiałabyś zapytać jakiegoś nauczyciela... Najlepiej spytaj pana Fox. On będzie wiedział...
Zachowanie pana Grinieca wydawało się zbyt dziwne. Tak jakby był rozkojarzony i myślał nad czymś bardzo intensywnie. W każdym razie, kiedy tylko dyrektor podniósł zamyśloną głowę, jego oczy płonęły żywym ogniem, a świat pogrążył się w ciemnościach.

     Wizje, wizje i jeszcze raz wizje. Męczyły mnie przez dwanaście dni i nocy bez przerwy, a pamiętałam tylko nieliczne. Tak jakby ktoś uwięził mnie w swoich wspomnieniach i czekał, aż przejdę je wszystkie. Nie znałam nikogo, kto się w nich pojawił. Pamiętam jakieś cienie, zjawy, pojawiające się co jakiś czas. I ciemność przede wszystkim...

  


***

     Słoneczny dzień, którego już dawno nie było. Promienie łaskoczą moje nagie ramiona. Wychodzę z wanny, wycieram się dokładnie, po czym schodzę na śniadanie. Rodzice przyjechali po mnie, kiedy tylko obudziłam się po tych dwunastu dniach wizji. Byłam strasznie osłabiona, ale teraz jestem w domu od dwóch tygodni i czuję się o niebo lepiej. Dzisiaj chcę porozmawiać z nimi o powrocie do akademii.
     Widzę stół zastawiony jak na jakąś ucztę. Mama krząta się i sprawdza czy wszystko jest na swoim miejscu. Straciła pracę, więc ma dużo czasu. Tata też jest ciągle w domu. Zbliżają sie wybory i sądzę, że tym razem będzie musiał się pożegnać ze stanowiskiem prezydenta.
- Skarbie, zjemy, a następnie musimy odbyć ważną rozmowę. Jednak musimy pojechać do pewnego miejsca, gdzie wszystko ci wyjaśnimy. Smacznego. - Zasiada do stołu na miejscu obok taty. Ja zaś siadam na swoim stałym miejscu i zaczynam jeść, jednocześnie myśląc, co takiego mają mi do powiedzenia moi rodzice. Wciąż zastanawia mnie jakim cudem jestem Banshee Ho Avy, skoro rodzice są ludźmi...A może nie?
     Godzinę później wsiadamy wszyscy do czarnej limuzyny i nie jedziemy nawet pięciu minut, kiedy ojciec się odzywa.
- Nie chcemy żebyś wracała do akademii. - Zapadam się w siedzenie. Jak to? Akademia stała się sensem mojego życia. Nie mam nic innego...
- To zbyt niebezpieczne... Ze względu na nasze pochodzenie... - urywa, bo wielka terenówka uderza w bok limyzyny. Przetaczam się na drugą stronę samochodu. Terenówka nie odpuszcza i uderza kolejne razy.
- Alice, paraesidum, teraz! - mama krzyczy nagle na cały głos, a mój zamiar wytworzenia pola, znika w jednej chwili. Moje dłonie unoszą się w jej kierunku i zaciskają. Czuję przypływ energii i zabójczą moc. Twarz matki blednie, a źrenice się rozszerzają. Ona umiera. Nie. To ja ją zabijam. Kiedy jej bezwładne ciało spada na podłogę samochodu, ojciec przemawia:
- Alice! To nie ty! Przestań! - Moja ręka jest zbyt szybka. To wszystko dzieje się za szybko. Ściskam mocno jego szyję, tak że czuję tętno, które słabnie. Błaganie w oczach taty to ostatnie co widzę.


11 czerwca 2016

Legenda o władcach smoka

     W niepamiętnych czasach, na całym świecie panował mrok. Mrok ten, sięgał bardzo daleko w każdy kąt niebieskiej planety. Ludzie żyli w ciągłym strachu przed najstraszniejszymi stworami nocy, czyli, wtedy zwanymi, Synami Mroku. Kiedy tylko zapadał zmrok, te bestie nawiedzały dosłownie każdą żywą istotę, a ich celem było uśmiercić wszystkich posiadających jakiekolwiek snagi.
     Mieszkańcy wiosek byli przerażeni wyglądem potworów. Na twarzy wyróżniały się świecące jasnym niebieskim płomieniem oczy oraz szczęka ukazująca uzębienie jak u prawdziwej bestii. Zamiast włosów, jak u normalnych ludzi, wyrastały im czarne wypustki, niczym gałęzie, spomiędzy których rozbłyskała niebieska poświata. Reszta ciała była cała czarna otoczona kolejną poświatą.
     Synowie Mroku żądali od ludzi wskazania tych "przeklętych", jednak wśród zwykłych śmiertelników, w zwykłych rodzinach, znajdowali się również ci inni. Były to małe dzieci, rodzice, dziadkowie. Nikt nie chciał wydać bliskich, dlatego też Synowie Mroku pozwolili sobie stworzyć płyn, który po wstrzyknięciu go do krwi, powodował rozświetlenie wszystkich żył białym światłem w wypadku posiadacza snagi. W ten sposób zabijali każdego. Wybili prawie całe pokolenia, jednak zostali ci najsilniejsi, ci których mocy nie dało się wykryć tym płynem. Nowe pokolenie ostało się żywe. Synowie Mroku niczego nie podejrzewali, gdy wczesnym ranem, młode pokolenie zwane Hijai, zaatakowało ich w spoczynku. Hijai mieli moc blasku, zwany ówcześnie Luce. Pod wpływem ich dotyku, potwory rozrywały się od środka. Ocalałe stwory ukryły się w głębi panującego nadal mroku i nie wyszły stamtąd przez 300 lat.
     Po 300 latach w ukryciu, wyszły ponownie w świat, terroryzując wszystkie napotkane miasta i wsie. Zabijali tym razem każdego, kto stanął im na drodze. Wrócili silniejsi i mądrzejsi. Pokonali wszystkich Hijai, poprzez ten sam sposób, co oni ich. Dotyk spowodował przekazanie całej energii Luce do Synów Mroku. Odtąd Synowie Mroku byli nazywani Władcami Smoka, czyli najsilniejszą mocą na naszej planecie i w galaktyce. Zniknęli na kilkaset kolejnych lat, ale kto wie, czy nie wrócą?



     

20 maja 2016

26 kwietnia 2016



Urodziny 

          Z okazji moich urodzin (26.04) dodaję nowy post :) Tak wiem, dawno nic nie dodałam, ale musicie mi wybaczyć brak pomysłów :( Miłego czytania! Zapraszam do komentowania! :D ♥




♥♥♥♥♥♥

      Tak jak myślałam, Dylana ogarnęła zazdrość. To tylko przyjaźń, o nic się nie martw, tak, jasne. Niech tak sobie wmawia...
     - Cześć Dylan, o co chodzi? - przełykając ślinę usłyszałam donośny jęk Petera.
- Gościu, przeszkadzasz... - Na twarz Dylana wtargnął szatański uśmieszek. Peter zrobił krok do tyłu, zamierzając usiąść, jednak  Dylan był szybszy. Fotel błyskawicznie przesunął się w drugi kąt pomieszczenia, a blondyn z zarostem wylądował na ziemi. Jednak prędko się pozbierał i doskoczył jednym susem do Dylana, łapiąc go za kołnierzyk białej koszuli wystającej spod niebieskiego swetra.
- Masz coś do mnie? O co ci chodzi? - warknął Peter. Dylan zaśmiał się śmiechem, który mnie oczarował przy naszym pierwszym spotkaniu.
- Spokojnie koleś. Możesz mnie puścić. - rzekł spokojnie. Peter odepchnął od siebie szatyna, wyciągnął palec wskazujący i pogroził nim Dylanowi, mówiąc:
- Jeszcze jeden taki numer, a pogadamy inaczej.
- Bo co..? Naślesz na mnie swojego hanai? To śmieszne, nawet w połowie nie jesteś taki jak ja i Alice. - Nie wiedziałam o co chodziło Dylanowi, ale miałam zamiar się dowiedzieć. Nie jest taki jak my? Nielogiczne. Mimo iż ja nie rozumiałam sytuacji, Peter wiedział doskonale, dlaczego Dylan tak powiedział. Peter machnął ręką i wyszedł z biblioteki wyraźnie zażenowany i zestresowany.
- Dlaczego wy się tak nie lubicie... - wydawało mi się, że słyszę to tylko ja, jednak powiedziałam to nie tylko w głowie i Jocks wpatrywał się we mnie.
- Długa historia, kiedyś ci opowiem. - Uśmiechnął się przyjemnie.
- No dobrze, a czego ode mnie chciałeś? - spytałam uprzejmie.
- A wiesz co... Zapomniałem! Wyleciało mi z głowy zupełnie! - coś zaczęło wdzierać się do mojej głowy, ale tego nie dopuszczałam. Głos wypowiadający dwa słowa... Które już słyszałam. Kolejne déjà vu. Dwa słowa. WŁADCY SMOKA

26 marca 2016

     Miesiąc później


      Grudniowe promienie słońca oświetlały tę część Pensylwanii. Pierwsze płatki śniegu ozdabiały okolicę od tygodnia. W głównym holu oraz na stołówce znajdowały się bogato ubrane choinki oraz różne ozdoby świąteczne. Temperatury znacznie się obniżyły, więc w każdym kominku został rozpalony ogień. Został tylko tydzień do Bożego Narodzenia i Bożonarodzeniowego Balu. Wyglądając przez drewniane okno w swoim pokoju ujrzałam skrawek lasu. Nagle wszystkie złe wspomnienia powróciły...
      Charlie trafiła do szpitala ze złamaną lewą ręką i skręconą kostką. Michael wrócił po tygodniu, z wytłumaczeniem brzmiącym: "Musiałem pomyśleć" . Zabójca pani Melson jest nadal na wolności. Nie odkryto jego tożsamości. Te wydarzenia wstrząsnęły wszystkimi w tak dużym stopniu, że wolimy o tym nie rozmawiać.
      Tak więc, nie wracamy do złych wspomnień.
- Alice! Brałaś moją szczotkę?! - Krzyczała Charlie z łazienki.
- Nie, pewnie znowu ją zgubiłaś! - Moja przyjaciółka, cała czerwona, wyszła z łazienki, mówiąc:
- To nie jest śmieszne. Zaraz idę do Alexa, więc muszę jakoś wyglądać. Pożyczam twoją, też cię kocham. - Nie dając mi dojść do głosu, wzięła moją szczotkę z półki i ponownie zamknęła się w łazience. Na tydzień przed świętami pozwolili nam korzystać z telefonów komórkowych. Kiedy zabrałam się z powrotem do czytania książki, mój telefon zawibrował.
Za dziesięć minut w bibliotece? Musimy pogadać. O NAS.
Odkąd poznałam Petera od drugiej strony, jako ucznia akademii, wydawał się być zupełnie kimś innym. Jednak gdy tylko Michael się znalazł, Peter przeprosił mnie za swoje podejrzenia i od razu chciał się ze mną umówić. Wtedy odmówiłam, a teraz chłopak ciągle chce się spotkać. Odpisałam mu krótko, że się zjawię. Przejrzałam się w lustrze, czy nie wyglądam jak jakieś straszydło i stwierdziłam, że jest w porządku. Jeansy i koszula w zieloną kratę to dobry zestaw. Spięłam włosy w koński ogon i zapukałam do Charlie.
- Wychodzę, do potem! - Nie czekając na odpowiedź wyszłam z pokoju. Na szczęście podczas poszukiwań Charlie i Michaela, dyrektor powiedział nam o tunelach łączących wszystkie budynki kampusu w całość, więc aby dojść do biblioteki, nie musiałam wychodzić na zewnątrz. Zeszłam do oświetlonego jarzeniówkami korytarza i podążyłam w stronę odpowiednich schodów.
      W bibliotece panowało bardzo przyjemne ciepło, a tak się składało, że zmarzłam w podziemnym przejściu. Przy jednym z sześciu kominków w bibliotece były dwa wolne fotele. Rozsiadłam się wygodnie. Nie chciałam sprawiać wrażenia, że na kogoś czekam, zatem podeszłam do najbliższej półki z książkami i wybrałam "Jeszcze jeden taniec". Ledwo zdążyłam przeczytać dziesięć stron, a w fotelu naprzeciwko usiadł wysoki blondyn o ostrych rysach twarzy. Peter miał lekki zarost i zmierzwione, mokre włosy, zapewne od śniegu.
- Cześć Alice. Co czytasz? - Jego głos przyprawił mnie o dreszcze. Pokazałam mu okładkę książki. Nasze oczy się spotkały, kiedy zaczęłam mówić.
- O czym dokładnie chcesz porozmawiać? - Zamknęłam tom oprawiony w twardą oprawę i położyłam na najbliższym stoliku.
- O moich uczuciach do ciebie. - Serce zabiło mi szybciej. - Kiedy na tej imprezie pocałowaliśmy się, poczułem coś. - Ooo tak. Ja też coś poczułam. - Po "wypadku", Natalie zabroniła mi kontaktu z tobą. Ale teraz... Możemy zacząć od początku. Nie mogłem przestać o tobie myśleć, panienko Alice. -
- Co zamierzasz? - Spytałam.
- Pocałować cię ponownie. - Skończył mówić te trzy słowa, podniósł się z fotela i nachylił nade mną. Jego usta były tak niesamowicie blisko. - Mogę? - To pytanie było zupełnie niepotrzebne. Przysunęłam się tylko milimetr bliżej i nasze wargi połączyły się w pełnym namiętności pocałunku. Jego ręka powędrowała do mojej i zacisnęła się. Peter lekko odsunął się ode mnie, uśmiechając się szeroko.
- Jesteś idealna, Ali. Taka...

- Hej Alice. Możesz na chwilkę? - Oczy Dylana wpatrywały się we mnie zza pleców Petera. 

25 marca 2016

Charlie

     

     Dotykając lewego przedramienia czuję pod palcami, coś ciepłego i lepkiego. Z każdym następnym krokiem, coraz bardziej kręci mi się w głowie. Napastnik nadal mnie ściga, nie mogę się zatrzymać. Dasz radę Charlie! Uda się. Momentalnie wywijam orła i leżę nieruchomo. Wydaje mi się, iż jestem w takiej pozycji już bardzo długo.
- Aaa! Szlag! Mówiłam ci, że da radę uciec! Ale lepiej mnie nie słuchać! - Nie widzę dziewczyny posiadającej lekko zdenerwowany głos, lecz słyszę jak przechodzi nieopodal moich stóp. Cichy szept dociera do moich uszu, ale nie potrafię rozróżnić słów.
- Jak mam nie krzyczeć?! Znowu wszystko zawaliłeś! To koniec! W ten sposób nigdy nie zwabimy Bosse! - Całe moje ciało przechodzi dreszcz. Ta dziewczyna musi mówić o Alice, ale czego ona może od niej chcieć?

    Otwieram oczy i widzę Alexa.  Rusza ustami, ale go nie słyszę. Docierają do mnie stłumione dźwięki.
- Charlotte! Żyjesz? Powiedz coś, proszę. - Zaniepokojony chłopak niesie mnie na rękach w stronę naszej kampusowej kliniki. Próbuję coś wymamrotać, ale nie mam na to siły. Alex widzi, że mam otwarte oczy.
- Charlie! Bogu dzięki. Zaraz ten koszmar się skończy... - I nagle film się urywa.


12 marca 2016

    


Spotkanie z Natalie



      - Alice, to jest panna Natalie. Idźcie teraz razem do sali Natalie i porozmawiajcie, proszę. Jean, ty zostań, musimy coś omówić... - Dyrektor wprowadził do gabinetu, wspomnianą wcześniej, panną Natalie Berge.
- Więc chodźmy do mnie, Alice. - Gestem dłoni Natalie wskazała mi drogę. W momencie wyjścia na korytarz usłyszałam pierwsze pytanie.
- Jakie moce odkryłaś dotąd?
- Potrafię zobaczyć przyszłość... I dobrze zapamiętuje każdy szczegół.
- Szczegół? Na przykład?
- Na przykład... Tytuły książek na półkach, napisy na plakatach...
- Rozumiem. Ja nie posiadam tej umiejętności, chociaż bardzo bym chciała. - Słodki chichot Natalie rozniósł się echem po korytarzu. Doszłyśmy do najbardziej wysuniętego na północ zakątku tego budynku. Na wprost nas znajdowały się średniej wielkości drzwi, stojące otworem. Weszłyśmy do środka, a ja od razu poczułam wszechobecny niepokój. Peter, który jakąś godzinę temu groził mi śmiercią siedział wygodnie na kanapie w rogu pomieszczenia. Na nasz widok uśmiechnął się nieznacznie i wstał.
- Alice, znasz już pewnie Petera. O ile dobrze pamiętam groził ci dzisiaj, z powodu zniknięcia Michaela. Nie martw się, to się już nie powtórzy. - Zgromiła wzrokiem chłopaka.
- Chciałem cię przeprosić, wiesz za co. I za ten wypadek... Musiałem uwolnić twoje zdolności, a to był jedyny sposób...
- Jak to uwolnić moje zdolności?
- Natalie wysłała mnie po ciebie. Miałem sprawdzić czy potrafisz już te wszystkie rzeczy.
- To było koniecznie, Alice. - Wtrąciła Natalie. - A teraz, ponieważ Michael udał się na jakąś dłuższą wycieczkę... Rozpoczniemy nasze zajęcia. Peter będzie nam towarzyszył. - Perspektywa towarzystwa tego chłopaka przez czas ćwiczeń wcale mnie nie zadowalała. - Alice, w lesie Michael kazał ci wytworzyć  praesidium. Udało ci się to. Charlie i Michael nie ucierpieli, jednak nie złapaliśmy zabójcy.
- Zabójcy?
- Pani Melson nie żyje. Została zamordowana i porzucona w lesie. Zabójca ma interesujące zdolności, których nie potrafimy w pełni pojąć. Wabi swoje ofiary, ale nie wiemy jeszcze jak. Taką moc może posiadać osoba posiadająca snagi wahyu, lecz nie każda. Są różne rodzaje, a podejrzenia mogą paść na kogokolwiek. - Krzyk. Przerażenie. Strach. Ktoś uciekał, znajdował się w Destination, był ścigany. Nagle przewrócił się o wystający korzeń. Rozdzierający głowę wrzask, przeciął mrok. 

6 marca 2016

    
Praesidium 


    Natalie Berge - jedyna, oprócz mnie, Banshee Ho Avy  w naszej Akademii. Wysoka brunetka o brązowych oczach i piekielnie długich rzęsach, była może starsza ode mnie zaledwie o kilka lat. Po moim ataku dyrektor wyszedł zostawiając mnie pod opieką Jeana. Usadził mnie w wysokim skórzanym fotelu, a sam zajął miejsce na stołku naprzeciwko. Jego piwne oczy przenikały mnie do szpiku kości. Kiedy w końcu się odezwał , w jego głosie słyszałam zdenerwowanie.
- Odkryłaś nową moc, tak? Pole obronne, zwane praesidium. Bardzo silna i trudna do opanowania umiejętność, jednak kiedy tylko cię zobaczyłem, poczułem, ogrom twojej snagi. - W czasie mówienia, jego oczy błyszczały niczym rozgwieżdżone niebo, widoczne z jakiejś bezludnej wyspy.
- Tak, to znaczy... Nie wiem czy mi się udało. - Mój głos załamał się jakby automatycznie. Chłopak przybliżył się i objął mnie ramieniem.

- Nie martw się, złe zastosowanie tej mocy nie mogło wywołać śmierci... W każdym razie mam takie przeczucie. - Miałam nadzieję, że Jean się nie myli. 

***

27 lutego 2016


Wahyu

     Po tym jak chłopak odszedł szybkim krokiem, dyrektor wskazał ręką, bym poszła za nim. Otworzył mi drzwi do gabinetu. Jego wnętrze promieniało blaskiem, a mahoniowe półki na książki były zapełnione po brzegi. W lewym rogu pomieszczenia znajdował się niewielki kominek z marmuru, z którego buchał przyjemny ogień.
- No więc tak... Zapewne zastanawiasz się, dlaczego, co i jak? Już ci tłumaczę, ale muszę sprowadzić tutaj wahyu, który nam pomoże... - Zmieszanie na mojej zaczerwienionej twarzy było zbyt widoczne, co doprowadziło do kolejnych wyjaśnień pana Griniec. - Ah, przecież nie miałaś jeszcze lekcji o innych snagi. No trudno, musimy się bez nich obejść jak na razie. O, Jean, wejdź proszę. - Nie, proszę, tylko nie on. Kiedy się obróciłam, moje marzenia legły w gruzach. Jean Dent, ten francuz, stał kilka centymetrów ode mnie. Niespostrzeżenie wstrzymywałam oddech, do chwili gdy przemówił, tym swoim głosem niczym podmuch najdelikatniejszego wiatru.
- Witam, wzywał mnie pan. - Mówiąc to, nie odrywał wzroku od moich oczu. Jest w nich coś nadzwyczajnego?  Zwykłe są... Przynajmniej ja tak uważam. Natomiast jego oczy... Przeszyły mnie na wylot, tak jak za pierwszym razem. Niesamowita zieleń, mówiąca o egzotycznej naturze tego chłopaka, błądziła właśnie gdzieś po mojej duszy.
- Masz przyśpieszony puls, nic ci nie jest? - O mój Boże. On do mnie coś powiedział... Tylko do mnie! Nie, przestań Alice, przecież to tylko kolega ze szkoły, nic takiego. Chwileczkę, coś powiedział. Ale co to było?
- Przepraszam, zamyśliłam się. - Starałam się, żeby mój głos nie zadrżał.
- Jean jest wahyu, a jedną z jego mocy, która nam pomoże to... Jak to nazywasz Jean?
- Wykrywacz kłamstw. Słyszę bicie twojego serca, Alice. - Mówiąc moje imię użył tego swojego francuskiego akcentu, przez co, zrobiło mi się strasznie gorąco.
- Więc zaczynajmy. Usiądźcie. Alice, zadam ci kilka pytań, a ty postaraj się na wszystkie odpowiedzieć. - Pokiwałam twierdząco głową. - Jean, nasłuchuj. Alice, oto pierwsze pytanie. Co się działo na lekcji z panią Melson? - Przywołałam w pamięci wszystko, co się wtedy wydarzyło. Nawet najdrobniejsze szczegóły, takie jak data zapisana na tablicy.
- Przyszłam do sali chwilę przed czasem, potem dołączył Dylan...
- Pan Jocks, czy nie?
- Tak, on. Rozmawialiśmy trochę, ale pani Melson się nie zjawiła... Kiedy lekcja się skończyła, spotkałam Charlie.
- Co było dalej?
- Miała wizję. Chyba była ona związana z panią Melson, bo zaczęła krzyczeć, że trzeba ją ratować. Nie wiedziałam co zrobić, więc pobiegłam za nią do lasu. Potem spotkałam Michaela i ona mi kazał użyć pola... Nic już nie rozumiem! - Wybuchłam. Nie dałam rady, za dużo wspomnień, słyszałam głosy. Nalot głosów, każdego rodzaju, powtarzające jedno słowo. MORTEM. Znaczące po łacinie śmierć. Zatkałam dłońmi uszy, z moich ust zaczął wydobywać się krzyk.
- Alice! Uspokój się! Wszystko w porządku! - Ten głos dotarł do mnie na długo po moim ataku.
- Co się dzieje? Co się stało? - Spytałam Jeana.
- Musisz się zobaczyć z panną Natalie. Też pan tak sądzi, dyrektorze?
- Tak, tak, natychmiast. 

20 lutego 2016


Przywrócona pamięć

- Nie możecie jej tutaj zamknąć! Nie jest aż tak niebezpieczna jak władcy Smoka! Zabraniam wam! - Dyrektor wyglądał na nieźle wytraconego z równowagi. Przed nim stało kilkoro mężczyzn ubranych na czarno z czerwonymi opaskami na ramionach. Trzymali wysoką i rozczochraną Holly. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Skąd tam się wzięła Holly? Miła i łagodna Holly Swam?
- Ta dziewczyna posiada zbyt wielką moc, aby ją poskromić pokojowo i dobrze o tym wie. Nie możemy ryzykować. Zabieramy ją do bloku 4. Natychmiast. - Najwyższy z mężczyzn przemówił swoim głębokim basem. Zapewne to dowódca oddziału. Dziewczyna zaczęła się szarpać i drzeć wniebogłosy, kiedy strażnicy zamykali za sobą drzwi.

***

     Budząc się, poczułam gorzki posmak w ustach. Kolejna wizja... ale dlaczego była w niej Holly? Rozejrzałam się dookoła i stwierdziłam, że jestem na oddziale wybudzeń w mojej akademii.  Na taki oddział trafiasz, kiedy po wizji o potężnej mocy, zostajesz nieprzytomny. Czyli dokładnie tak, jak w moim przypadku.
- Alice? Jak się czujesz? - Lekko zgarbiona pielęgniarka spojrzała na mnie znad notatek.
- W porządku, nic mi nie jest. - Odparłam.
- Zatem, jeśli nic ci nie jest, udaj się do gabinetu dyrektora. Oczekuje cię. - Tego mogłam się spodziewać. Wyszłam na chłodny korytarz i poczułam zapach wilgoci. Za oknami było ciemno, słońce już dawno zaszło. Nagle usłyszałam za sobą szybkie kroki, zmierzające w moją stronę. Tego dnia już nic nie mogło mnie zaskoczyć.  Lodowata ręka szarpnęła z moje ramię, odwracając mnie do tyłu.
- Coś ty, do cholery, najlepszego zrobiła?! Gdzie Michael?! - Peter nie wyglądał na zadowolonego.
- O co chodzi? Nie rozumiem cię. - Wyszarpałam się spod jego mocnego uścisku.
- Michael. Twoja nowa moc. Zabiłaś go. Zabiłaś! - Chłopak złapał się gwałtownie za głowę i prawie przewrócił. - Panienko Alice, myślałem, że jesteś rozsądniejsza! - Peter. Impreza. Całowanie. Auto. WYPADEK. Pamiętałam. - Ale nie! Musiałaś się popisać, co? Zabiłaś mojego hanai! - Chłopak przestał nad sobą panować. Wyciągnął ręce do przodu, w moim kierunku i wtedy ujrzałam najokropniejszy obraz, jaki można zobaczyć we własnej głowie. Moje ciało zostało przecięte na pół! Okropność.
- Właśnie to z tobą zrobię, suko!
- Peter Voltz. Zawieszenie za używanie swoich mocy w niemiły sposób na rówieśnikach. Na tydzień. Żegnam. - Dyrektor w samą porę zjawił się, aby wybawić mnie z opresji. 

17 lutego 2016



* LBA *


Hej, zostałam nominowana do LBA -  Liebster Blog Award :D Na początek, co to jest? 

  "Nominacja do Liebster Blog Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę". Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz je o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno wytypować bloga, który Cię nominował."

  Dziękuję za nominację Kasiu ;) No więc, oto odpowiedzi na Twoje pytania:

1. Jak zaczęła się twoja przygoda z blogowaniem?

Pewnego dnia, po prostu siadłam do komputera i zaczęłam pisać. Czytam dużo książek, więc głównie to dzięki nim mnie natchnęło :) 

2. Masz swojego parbatai? Jak się poznaliście?

Jeśli chodzi o przyjaciół, to jest ich sporo. Świetnie się dogaduję z moimi trzema najlepszymi przyjaciółkami :) Poznałyśmy się w szkole podstawowej/gimnazjum. Mamy bardzo dobre relację i sądzę, że zachodzi między nami pokrewieństwo dusz. 

3. Do jakich fandomów należysz?

Takich fandomów jest bardzo dużo, ale wymienię tylko te najważniejsze. 
  • trybutka ;3
  • 5SOSfamily ♥ 
  • Troye Sivan ♥
  • teenwolfer ♥ 
4. Najlepsza książka jaką kiedykolwiek czytałeś/aś?

Sądzę, że najlepszej nie ma. Sporo czytam, więc nie potrafię jednoznacznie określić, która była tą "najlepszą". Jednak mimo wszystko do tej pory, gdy usłyszę nazwę "Szeptem" lub "Hush hush" przechodzą mnie dreszcze. 

5. Co robisz, kiedy masz doła?

Najczęściej słucham muzyki. Ona mnie uspokaja i pozwala myśleć. Drugą rzeczą, którą robię, gdy jestem smutna, jest czytanie lub pisanie. Czytając wchodzę w inny świat i zapominam o swoich problemach, a kiedy piszę mogę wylać wszystkie złe emocje na papier. 

6. Twoja ulubiona książka?

Odpowiedź na to pytanie jest taka sama, jak na pytanie numer 4. :) 

7. Twój ulubiony bohater/bohaterka z książki?


Mam siedmiu ulubionych bohaterów i wszyscy są na równym poziomie :)
  • Dean Holder z "Hopeless" 
  • Adrian Ivaszkov z "Akademii Wampirów"
  • Daniel Grigori z "Upadłych"
  • Maxon Scherave z "Rywalek"
  • Finnick Odair z "Igrzysk Śmierci"
  • Carter West z "Wybranych"
  • Patch Cipriano z "Szeptem" 
8. Czarny czy biały?

Czarny.

9. Szklanka w połowie pełna czy pusta?

Zdanie jest bardzo paradoksalne, ale wybrałabym "szklankę w połowie pełną" .

10. Twój ulubiony film?

Myślę, że jest to film "72 godziny"  z 2014 roku w reżyserii McG.

11. Jakie jest twoje ulubione fanfiction? (jeśli masz)

Niestety nie czytam tego typu historii. Nie ciągnie mnie do tego i wątpię, żebym zaczęła je czytać.

To byłoby na tyle. Dziękuję raz jeszcze za nominację :) Ja nie nominuję nikogo, ponieważ nie będę dalej tego ciągnąć :) Dzięki za czytanie :D Komentujcie, chciałabym poznać swoich czytelników ;> 


6 lutego 2016

     

Zapomniana



     Panika ogarnęła całe moje ciało i sparaliżowała je. Posłałam pytające spojrzenie w kierunku Michaela, jednak on nie patrzył w moim kierunku. Jego postawa sugerowała, iż chłopak szykuje się do skoku. Ugięte kolana pozostały jednak przy ziemi. Natomiast ręka Michaela zarysowała w powietrzu niewielki okrąg. Niemal natychmiast dookoła Charlie, a także nas, rozpostarła się gęsta jak mleko mgła. Wydawało się, jakby koło ciebie stała żywa postać, a nie mgła.
- Co do..? - Wyrwało mi się, a chłopak przyłożył mi palec do ust. Kiwnęłam głową zgodnie.
- Zaraz zawołam, żeby Charlie uciekała. Ty w tym czasie wytworzysz pole na pięć sekund, które będzie obejmować mnie, ciebie i Charlie. Potem biegnij ile sił w nogach do kampusu...
- Jakie pole? O co chodzi?
- Nie umiesz? Cholera. - Zaklął. - Spróbujesz chociaż? Jak się nie uda, to coś złego się stanie nam wszystkim. Wyobraź sobie, że ogarnia nas niewidzialna powłoka chroniąca przed wszelkimi czarami i urokami. Uda się, wierzę w ciebie. - Nowa moc? Wspaniale, jeśli mi się nie uda, wszystko pójdzie się pieprzyć.
- Charlie! W nogi! - Michael wykrzyczał te słowa, a ja zrobiłam jak mi kazał. Niewidzialna powłoka, niewidzialna powłoka... Chroni nas. Moje zamknięte dotąd oczy rozwarły się szeroko i całą okolicę rozjaśniło na ułamek setnej sekundy najjaśniejsze światło, jakie kiedykolwiek widziałam.
     Moje nogi automatycznie zaczęły biec w stronę internatu. Chyba się udało. Biegłam tak szybko, że kiedy się zatrzymałam pod drzwiami sekretariatu szkoły, na mojej twarzy znajdowało się kilka małych muszek. Okropność.
- Alice! - Z oddali usłyszałam zbliżający się głos dyrektora. Jego przestraszona twarz, okryta już zmarszczkami, wyłoniła się zza rogu. - Gdzie jest Michael i Charlie? Widziałaś ich?  - Mój mózg chyba zastanawiał się nad odpowiedzią zbyt długo, bo pan Griniec złapał mnie za ramiona i powtórzył:
- Widziałaś swoją współlokatorkę? 
- Tak, to znaczy... Ostatnio widziałam ją, jak zaczęła uciekać.
- Przed kim?

- Nie wiem... - Nagle straszny ból głowy przeszył moją czaszkę od wewnątrz, tak jakby coś ją chciało rozerwać. Złapał się gwałtownie za głowę i straciłam równowagę. Z moich ust usłyszałam krzyk, a ból był tak silny jak wyrywanie paznokci bez znieczulenia. Skuliłam się, zasłaniając dłońmi swoje uszy. Dźwięk, który docierał najwyraźniej tylko do mnie, był potworny i bolesny. W jednej sekundzie wszystkie te dolegliwości ustały i zobaczyłam samą siebie, stojącą przed ogromnym murem, z drutem kolczastym na górze. Kruki przysiadły na słupach eklektycznych, przyśpiewując  pełną grozy pieśń straconych. Spostrzegłam jedne, maleńkie w porównaniu do muru, drzwi z napisem " WIĘZIENIE SMOKA " . 

Co dalej?

     - Nie możecie jej tutaj zamknąć! Nie jest aż tak niebezpieczna jak władcy Smoka! Zabraniam wam! - Dyrektor wyglądał na nieźle wytraconego z równowagi. Przed nim stało kilkoro mężczyzn ubranych na czarno z czerwonymi opaskami na ramionach. Trzymali wysoką i rozczochraną Holly. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Skąd tam się wzięła Holly? Miła i łagodna Holly Swam? 

----------------------------------------------
Dziękuję bardzo za czytanie mojego bloga ♥ Proszę o komentowanie :) 

16 stycznia 2016


Wizja Charlie

     Następnymi moimi zajęciami w tym dniu były sztuki piękne, więc wyszłam na dziedziniec, aby dojść do odpowiedniego budynku.
- Hej przyjaciółko! - Charlie wyskoczyła zza mnie i mocno przytuliła. - Co u Ciebie?
- Pani Melson nie przyszła na lekcję.
- To dziwne, ale jej dzisiaj nie widziałam.
- Też tak stwierdziłam, ale wiesz czego... - Bezwładne ciało Charlie opadło wprost na mnie i prawie zwaliło mnie z nóg.
- Charlie! Wstawaj! - Nie wiedziałam, co się dzieje ani co mam zrobić. Nagle oczy dziewczyny szeroko się otworzyły, a ja poczułam wielką ulgę. Nic jej nie jest.
- Pani Melson... Alice, trzeba ją ratować! - Krzyknęła i rzuciła się biegiem w stronę Lasu Destination. Pobiegłam ile sił w nogach za nią. Charlie musiała mieć wizję.
     Chłodny jesienny wiatr rozwiewał moje włosy na wszystkie strony, ale dalej biegłam. Poczułam na twarzy pierwsze krople deszczu w tym miesiącu.
- Charlie! Zaczekaj! - Zawołałam, lecz ona biegła dalej i nawet się nie odwróciła. Niebo przecięła wielka krzywa błyskawica, rozświetlając całe zachmurzone niebo. Nagle usłyszałam przeraźliwy krzyk. To ja krzyczałam, a raczej próbowałam. Ktoś zatkał mi dłonią usta, a drugą ręką trzymał w pasie. Szarpałam się, ale to nic nie dało. Ten ktoś miał chude i blade ręce, ale mimo to był o wiele silniejszy ode mnie.
- Cicho bądź, bo nas usłyszą. - Chłopak odwrócił mnie przodem do siebie i zorientowałam się, że przede mną stoi Michael, z mojej klasy. Czarne włosy opadały mu lekko na czoło.
- Kto? Kto nas usłyszy? Dlaczego mnie złapałeś? Możesz mnie już puścić... Au! - Michael złapał mnie mocniej za nadgarstek i przyciągnął do siebie. Jego usta wyszeptały mi w ucho:
- Masz być cicho. Wszystko się zaraz wyjaśni... - Jego tajemniczy ton głosu, przeraził mnie.
- Ale tam jest Charlie! Muszę za nią biec i... - Chłopak ponownie przyłożył mi rękę do ust.
- Nie musisz, a raczej nie możesz. Zaufaj... Zaufaj mi ten jeden raz. - Błaganie w oczach?
- No dobrze. - Odparłam i zauważyłam, że jego ciało się rozluźnia. Palec Michaela skierował się pomiędzy drzewa, wprost na Charlie. Nie, nie na Charlie. On wskazywał kogoś za nią. 

9 stycznia 2016


Zajęcia z literatury

W poniedziałek wszyscy uczniowie byli strasznie rozgadani i podekscytowani. Charlie poszła do pielęgniarki, po tabletkę na uspokojenie, a ja udałam się na pierwsze zajęcia. Tak się składało, że pierwsze 50 minut spędzę z panią Melson i Dylanem Jocks'em. Ciekawie, no nie powiem. Dzwonek zadzwonił w momencie, kiedy usiadłam na miejscu. Jakieś pięć minut później do sali wbiegł zdyszany Dylan i wysapał:
- Hej Alice. Nie ma pani Melson? - Pani Melson zawsze siedziała w klasie już przed dzwonkiem, ale dzisiaj jej nie było. Choroba? Kiedy w sobotę rozdawała nam listy, nie wyglądała na schorowaną.
- Cześć, no właśnie jej nie ma. - Odparłam.
- Ciekawe, gdzie się podziewa nasza kochana nauczycielka... - Usiadł na krześle obok mnie, wyjmując z czarnej skórzanej torby zeszyt i długopis. Siedzieliśmy całe 50 minut sami, rozmawiając.
- Alice, jakie masz snagi? - Spytał Dylan w którymś momencie.
-  Yyy... Jestem Banshee Ho Avy, ale nie wiem jeszcze do końca, jak mogę wykorzystać tę moc...
- Nauczysz się, o to się nie martw. Jesteś Ho Avy? To bardzo rzadka moc. Jak skomentował ją Griniec?
- Napisał, że trudno będzie mi ją opanować, ale panna Berge będzie mnie uczyć.
- Natalie? Jest moją wychowawczynią. Naprawdę spoko nauczycielka. - Uśmiechnęłam się z ulgą. Może polubię zajęcia z panną Berge.
- A Ty? Jaką masz snagi? - Przez twarz Dylana przemknął uśmieszek zadowolenia.
- Jestem Telepatiya. Moja moc polega na przesuwaniu przedmiotów za pomocą telepatii, ale nie tylko. - Nagle mnie oświeciło. Przy naszym pierwszym spotkaniu, Dylan odsunął krzesło mocą!
- Wiedziałeś wcześniej.
- Oczywiście, że wiedziałem. Odkryłem to już jako dziesięciolatek, kiedy bardzo chciałem ciastko, które było w słoiku na górnej półce. Słoik po prostu trafił w moje ręce, a potem z powrotem.
- To wspaniałe. - Chłopak się zaśmiał.
- Moja moc jest... pospolita. To Twoja snagi jest niezwykła. Banshee Ho Avy! Potrafisz przewidzieć przyszłość! - Wtedy przypomniała mi się moja wizja. Ja, Dylan, ktoś odrzucający Dylana. To była przyszłość? - Musiałaś już przewidzieć jakąś przyszłość, skoro tu jesteś. - Bałam się powiedzieć, co widziałam. Nawet  jeśli to była prawda, Jocks nie musiał tego wiedzieć.
- Nie pamiętam niestety, co to było. Coś widziałam, ale obraz był... zamazany. - Kłamstwo szło mi świetnie.
- Och, rozumiem. - Odparł. Pani Melson nie pojawiła się do końca lekcji. Pożegnaliśmy się i skierowaliśmy na następne zajęcia.